niedziela, 14 września 2014

O Miłoszu jak Miłosz, ale nie Miłosz



O Czesławie Miłoszu rzecz


Radowaliśmy się doskonałością czerwcową 
Szetejnie na cymbałach synowi grywało
Noc w matczynej kołysce - leżała pociecha
Spoczęła na chmurze
Tej błękitnej dziecina
W słoneczniku okryta blaskiem słonecznym

Świeża jak trawa niedawno zasiana  
Odziana nitkami szemrzących liter 
Jeno wskazówki mijały zenit 
Mnożąc przez ułamek sekundy 
Tysiąc mil choćby morskich

Nie poznać miał nikt inny
Co znaczy martwe z dobrodziejstw palce
Smugi druku zasnęły pod gęsimi rzęsami
Balet słów, w nim drugi – bogatszy
W ciszy wrzasków czekając na swego Mistrza 
Nie ma pustki, łez i strachu
Zegar krzyknął trzy razy 

Brak łez skradzionych 
Skradzionych łez brak 
Brak chwili słabości
Ostatni ślad twej obecności
W świetle złudzeń żadnych zmian
Istnieje jedynie sierpniowa miłości przystań
I pamięć wciąż spragniona
Zebrana w historię dwutysięcznego czwartego

Zegar krzyknął ze dwa razy
Wciągnął powietrze do kolejnego - krzyku
Otworzywszy bramy światła promiennego
Krzyknął siódmy raz - pamiętajcie dzień sierpniowy 
Płynący na przekór wszystkim
Przez wąską cieśninę - smętnie mruga przez firanki
Zbudził zdania porwane przez potok
Potok uniesień zadomowiony pomiędzy myślami
Zegar stanął - czternastego 
Dwa tysiące czwartego

Roksana Bachowska